Bardzo późno zaczełam nałogowo czytać, więc mam ogromne braki w książkach dla dzieci. Kiedyś czytałam serię Szkoła przy cmentarzu (pierwsze horrory <3) oraz o Hani Humorek, ale nie miałam dostępu do wszytskich części. Tym się zniesmaczyłam i porzuciłam czytelnictwo w wieku 9 lat by kilka lat później odkryć Kindle, bibliotekę miejską (o wiele lepiej wyposażoną od tej w mojej miejscowości), bilbioteczkę Karci i umiejętność zmuszania rodziców do kupna nowych książek. Jeśli wasi rodzice chętnie kupują wam książki i cieszą się gdy czytacie to się chętnie wymienię, bo moi przestali gdy wypełniłam cały regał i zaczęłam wspominać o kupnie kolejnego.
Przy ostatnim spotkaniu z Karć w bibliotece nie obyło się oczywiście bez wypożyczenia czegokolwiek. Tym razem padło na "Most do Terabithii", którego istnienie w wersji papierowej ucieszyło mnie przeokropecznie, gdyż w filmie z Joshem Hutchersonem się zakochałam.
To nie jest kolejna opowieść fantasy o dzieciach, które zabłądziły do baśniowego świata... Katherine Paterson opowiada historię na wskroś realistyczną. Jest w niej amerykańska wioska, wielodzietna rodzina, i krowa, którą dziesięcioletni Jess musi dwa razy dziennie wydoić. Są uciążliwe siostry, poczucie obcości i nudna, a czasem przykra szkolna rzeczywistość. A chłopiec chciałby malować i żyć inaczej, pełniej.
Niespodziewanie - jak promień słońca - w sąsiedztwie pojawia się Leslie: dziewczynka z dużego miasta, inna niż wszyscy. Razem z nią pojawiają się marzenia i Terabithia - stworzona przez Leslie i Jessa tajemna kraina, w której można się ukryć przed szarą codziennością i złośliwymi kolegami, gdzie bez obawy można być sobą.
A może zresztą jest w tej opowieści także jakaś magia? Taka najprawdziwsza: czar mocnej, czystej przyjaźni, przełamującej klątwę szarości, ubierającej świat w tęczę.
Czy jednak most do Terabithii okaże się wystarczająco mocny.?
Lepiej urodzić się bez ręki niż iść przez życie, nie będąc odważnym.
Od bajek dla dzieci nie wymaga się za dużo. Zazwyczaj patrzy sie na nie z przymrużeniem oka. Ta książka jednak porwała moje serce, wypełniła, a następnie zmieliła, rozdarła i wyrzuciła gdzieś w kącie pokoju wytrzepując ręcę. Zapewne większość z was zna tę historię, gdyż film na jej podstawie jest dość popularny, przynajmniej dla ludzi, którzy lubią filmy przygodowe i nie boją się złamanego serca (no chyba, że wcześniej nie wiedzieli na co się piszą i dalej leczą serducho, tak samo jak ja).
Mamy dwóch głównych bohaterów: Jessa i Leslie. Chociaż jakby się ktoś uparł to czterech, licząc Pannę Bessie i małą May Belle. Jess to dziesięcioletni chłopiec, którego największym marzeniem jest wygrać wyścig z kolegami i być najszybszym piątoklasistą. Tak na prawdę skrycie marzy o zostaniu malarzem. Jest znany jako ten dziwny chłopak co ciągle rysuje. Chciałabym w jego wieku wiedzieć co chcę robić w życiu. Nagle na jego drodze pojawia się Leslie, dziewczynka w jego wieku, która wraz z rodzicami wprowadza się do domu niedaleko. Leslie jest inna niż wszytskie dziewczynki ze szkoły Jessa, a także jego siostry. Książka doskonale pokazuje jak zmieniał się świat w latach 70-tych, kiedy wydano pierwszą amerykańską wersję tej powieści. Różnice między Leslie, dziewczynką z wielkiego miasta, o wielkiej wyobraźni, otwartej na wszystko co ofiaruje jej świat i dziećmi z niewielkiego miasteczka są ogromne. Najbardziej raziło ich to, że Lesli nosiła spodnie i nie zachowywała się tak jak oni. Wszystko to widzieli już w telewizji, jednak ludzie z zamkniętej, małej społeczności traktowali ją jak ufoludka.
Książeczka jest napisana łatwym językiem i jest zrozumiała dla wszystkich. Chciałabym mieć znowu 10 lat i móc przeczytać to z wyobraźnią dziecka. One na pewno zauważają tu więcej niż dorośli.
Im się jest mądrzejszym, tym bardziej można się bać.
Autorka sobie nie żałowała i przemyciła wewnątrz tej krótkiej opowieści wiele lekcji, morałów i złotych myśli. Jedną z najważniejszych kwestii poruszonych w tej książeczce jest odwaga i przyjaźń. Jess odważył się być innym i przyjaźnił się z Leslie. Jej odmienność również wymagała wielkiej odwagi, której tej maleńkiej dziewczynce nie brakowało. Jest to ważna lekcja dla dzieci, że nie należy myśleć jak wszyscy, lecz być kreatywnym, otwartym i nie bać się mieć własnego zdania.
Czasem trzeba dać komuś coś, co jest specjalnie dla niego, a nie dlatego, że sprawia to przyjemność ofiarodawcy.
Książeczka też mówi o ciężkim przeżyciu dla wszystkich, a szczególnie dla dzieci, czyli o śmierci i żałobie po ukochanej osobie. Nie będę bardziej mówić o tej części fabuły, żeby nikomu nie robić spoilerów. Również z tego powodu na książeczce jest inormacja, że jest ona przeznaczona dla nieco starszych dzieci.
Ilość wyobraźni jakiej trzeba użyć, by wyobrazić sobie Terabithię jest tym większa im ktoś jest starszy. Dzieci nie mają z tym większej trudności, jednak dla mnie, gdy mam już mniej więcej ukształtowany pogląd na świat, wiem, że nie zawsze istnieje magia i, że straszne rzeczy się w życiu zdarzają, było ciężko tak bardzo otworzyć się na fantazję umysłów Jessa i Leslie. Powieść polecam nie tylko dzieciom, a także osobom dorosłym. Czasem warto odświeżyć wyobraźnię i otworzyć się na świat widziany oczami dziecka.
Ocena: 10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania!